To była jedna z najszybszych realizacji w obozie Wesołych Piosenek – w poniedziałek pomysł, w środę późnym wieczorem wrzucenie gotowego wideo na YouTube i kryptoprapremiera, w ślad za którą, paręnaście godzin później, miała miejsce premiera już całkiem oficjalna.
A zaczęło się od tego, że sypnął śnieg – który zespołowi, w którego nazwie jest „kibel”, mógł się skojarzyć tylko z jednym. No i się skojarzył.
W poniedziałek powstał zaczyn tekstu, we wtorek – słowa były już praktycznie gotowe, i towarzyszyło im parę akordów na gitarze. Dokładnie 4. (Na marginesie, to te 4 akordy, chociaż przetasowane zdecydowanie inaczej, niż w większości wykorzystujących je hiciorów – tacy z nas innowatorzy!).
Mimo że słowa są w zasadzie dość uniwersalne, bo inspirowane kompletnym brakiem szacunku narodu patriotów do tej części ojczyzny, która nie należy tylko do nich, to jednak ta inspiracja przysypana była skutecznie bieżącym kontekstem, więc z góry było wiadomo, że trzeba się pospieszyć. W końcu śnieg nie leży wiecznie.
Dlatego pierwotny pomysł na piosenkę zakładał „ogniskowy patos” w stylu Ryszarda Maczela: minorowe akordy, przy których nic, tylko chlać wódkę, by się łatwiej wzruszyć, podniosłe słowa, wokal ogniskowego barda i takaż gitara.
Wszystko po to, żeby zachować jak najkrótszy cykl produkcyjny i opublikować piosenkę przynajmniej kilka dni przed odwilżą, kiedy Polska wciąż będzie pod solidną warstwą śniegu.
***
Wtorek, 11:30.
– Nagrywam szybką, bezbasową Wesołą Piosenkę, nie obrazisz się pewnie, co?
– Pewnie nie.
***
O Ryszardzie Maczelu wspominamy nie bez powodu: to człowiek, na którego sukces patrzyliśmy ze sporą zazdrością w 2018 roku. Nie to, żeby był to sukces na miarę zwycięstwa w Idolu, ale my akurat wtedy wypuściliśmy nasz debiut, antypisowską „Piosenkę o Wiadomościach” i z zazdrością patrzyliśmy na inne antypisowskie piosenki, które się wtedy ukazały, a które miały więcej wyświetleń. A ta miała dużo więcej.
W każdym razie, wracając do teraźniejszości, „Piosenka o sekretach śniegu” miała być oryginalnie wyjątkowo skromna, być może nagrana nawet na setkę, od razu jako filmik z kibelka.
***
Pierwszy tę wizję nadszarpnął pomysł dodania jakichś delikatnych przeszkadajek: dzwoneczków czy marakasów. To jednak był luzik – można je było puścić z iPada (czyli naszego tradycyjnego stołu mikserskiego) i wciąż móc całość nagrać na setkę, więc luzik.
Potem doszedł pomysł na chórki. I dwie gitary zamiast jednej, żeby brzmienie wydawało się pełniejsze? A potem na małe zróżnicowanie dynamiki: ten fragment mocniej, tamtej spokojniej. A potem na podkreślenie tych zmian regularną perkusją (regularną, czyli z iPada, ma się rozumieć).
No to może jeszcze solóweczka na gitarze?
Oczywiście idea nagrania na setkę odpadała już wraz z chórkami.
***
Wtorek, 18:00.
– Kurde, może jednak przyda mi się bas – masz dziś czas?
– Po 23:00 mogę grać.
***
Po północy bas był napisany i dograny do zarejestrowanych wcześniej, jeszcze na brudno, gitar i wokalu. Rano (ups, zdradziliśmy się!) zostało już tylko nagrywanie gitar i wokali na czysto (o ile w domowych warunkach można w ogóle mówić o nagrywaniu na czysto), miksowanie, w ciągu dnia trochę pracy zarobkowej, po południu ostatnie szlify przy miksie, rozwiązywanie nie(?)spodziewanych problemów z perkusją, wreszcie montaż wideo i wrzutka na YouTube.
I jest: